Przejdź do treści Przejdź do wyszukiwarki
Herb Gminy
Gmina Borzęcin
Urząd Gminy w Borzęcinie

ROGÓŻ Zbigniew (1943 - 2007)

Zbigniew RogóżWieloletni Naczelnik, Wójt i Sekretarz gminy Oświęcim, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Urodził się 12 lutego 1943 roku w Borzęcinie Dolnym. W latach 1949 - 1956 uczęszczał do tamtejszej Szkoły Podstawowej, następnie do Liceum Ogólnokształcącego w Radłowie, gdzie zdał maturę w 1960 roku. Po krótkim epizodzie w Państwowej Szkole Technicznej w Tarnowie, wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w tym mieście, skąd w 1963 roku został powołany do służby wojskowej w V Mazurskiej Brygadzie Saperów w Szczecinie. Po powrocie do cywila kontynuował studia duchowne na III i IV roku. W 1966 roku wystąpił z seminarium i podjął pracę w Zakładach Chemicznych „Oświęcim".

W 1971 roku ożenił się z Walerią de domo Dziubek, a dwa lata później przyszła na świat pierwsza córka Maria. W 1974 roku ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim na Wydziale Prawa i Administracji - z tytułem magistra prawa i rozpoczął pracę w Urzędzie Powiatowym w Oświęcimiu w Wydziale Finansowym na stanowisku komornika skarbowego. Po reformie administracji w 1975 roku pracował w tym charakterze w Urzędzie Miejskim w Oświęcimiu, a rok później naczelnik Oświęcimia powołał go na stanowisko kierownika Rejonowego Zarządu Gospodarki Terenami przy Naczelniku Miasta. W 1977 roku urodziła się druga córka - Anna.

W sierpniu 1983 roku wojewoda bielski rekomendował go na stanowisko naczelnika gminy Oświęcim, opierając swoją decyzję na pozytywnej opinii Gminnej Rady Narodowej w Oświęcimiu. Od tego czasu pełnił kolejno funkcje naczelnika gminy, a od 1989 roku wójta gminy Oświęcim. Od 1998 roku, po pierwszych bezpośrednich wyborach, aż do śmierci 15 lutego 2007 roku był sekretarzem gminy Oświęcim. Spoczął na cmentarzu parafialnym w Oświęcimiu.

Wspomina Maria Wróbel, córka Zbigniewa Rogoża:

"Pamiętam z dzieciństwa, że tato był odległym „bożyszczem" trudno dostępnym. Zbyt często wracał późno do domu i za wcześnie wychodził, żebym go zapamiętała oczami dziecka. Teraz wiem, że to była normalna praktyka zawodowa na takich stanowiskach. Mimo słabego kontaktu, przekazywał mnie i mojej siostrze wiedzę o świecie.

To on nauczył nas jak jeść nożem i widelcem, korzystać z encyklopedii, pisać podania i żeby wysłuchać wszystkich, zanim podejmie się jakąś decyzję. Namiętnie oglądaliśmy „Jaskiniowców", „The Muppet Show" i bajki Disneya. - a tato zaśmiewał się z nami. Zabierał nas na wakacje do Borzęcina, do dziadków, gdzie wraz z kuzynostwem spędzałyśmy błogie chwile. Tato umiał pisać gotykiem, kiedyś próbowałam go nawet naśladować, ale moje litery wyglądały jak rachityczne bałwanki. W częstych sporach między mną i siostrą był ostatnią instancją bez możliwości odwołania.

Kiedy dorosłam, tato czasami opowiadał o swoim życiu. Wspominał psikusy, które robił wraz z kolegami profesorom z radłowskiego liceum, a kiedy brał ślub z mamą, to z radości tańczył charlestona pod drzwiami Urzędu Stanu Cywilnego. Szczycił się tym, że był jedynym bezpartyjnym naczelnikiem gminy na terenie województwa bielskiego. Od wstąpienia w szeregi PZPR uchroniła go... moja siostra - w tamtych czasach stanowiska musiały być obsadzone „swoimi", a tato powiedział, że jeśli urodzi mu się syn, to wstąpi do partii.

Nie miały dla niego znaczenia poglądy polityczne czy religijne ludzi, z którymi się spotykał. Pomagał każdemu, kto go o to poprosił, chociaż nie zawsze dobrze na tym wychodził. Dbał o „swoją" gminę, tak jak dobry gospodarz dba o dom. Drażniła go tylko ludzka głupota i krótkowzroczność, ale zawsze potrafił być wyrozumiały. Lubił udzielać się społecznie. Działał w oświęcimskim PTTK, zaangażował się w działalność na rzecz ratowania bocianich gniazd. Dużo czasu spędzał również z hodowcami gołębi.

Mimo ciężkiej choroby, pozostał człowiekiem pogodnym i życzliwym. Na wszystko pozwalał swoim wnuczkom - mojej córce Adzie i córce Ani, Biance. Uwielbiał się z nimi bawić, przekomarzać, chodzić na spacery. Patrzyłam na to wielkim z rozrzewnieniem, bo wiedziałam, że w ten sposób wynagradzał sobie i nam stracony czas naszego dzieciństwa.

Były również smutne i ciemne chwile, ale nie chcę o nich pamiętać. W naszych wspomnieniach i pamięci ludzi, którzy się z nim zetknęli pozostał jako człowiek o wielkim sercu. Do tej pory spotykam się z wyrazami życzliwości i dobrym słowem o tacie - i to czasem od zupełnie obcych ludzi. To znaczy, że jego życie miało sens..."